Strefa wiedzy
Ziemie Odzyskane nie płacą alimentów
Długi alimentacyjne sięgają już 11,15 mld złotych. To równowartość prawie połowy rocznych wydatków na rządowy program „Rodzina 500 plus”. Z analizy Krajowego Rejestru Długów wynika, że najgorszymi rodzicami są mieszkańcy tzw. Ziem Odzyskanych, gdzie odsetek dłużników alimentacyjnych jest ponad 2 razy wyższy niż na Podkarpaciu czy w Małopolsce. To efekt słabych więzi społecznych na północy i zachodzie Polski – efekt powojennej fali migracji.
Zadłużenie alimentacyjne w Polsce przekroczyło już 11,15 mld złotych – wynika z danych Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej. Na ten horrendalny dług złożyło się 318 456 nierzetelnych rodziców. Ich niespłacone zobowiązania stanowią blisko połowę rocznych wydatków państwa na rządowy program „Rodzina 500 plus”.
– Z wyliczeń Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, że dotychczas skorzystało z niego 3,8 mln dzieci. Na ich konto wypłacono jak na razie 19 mld złotych. Jednak jak szacuje resort Elżbiety Rafalskiej, rocznie z budżetu państwa do dzieci objętych 500 plus trafi 23 mld złotych. Zatem długi alimentacyjne, które wynoszą obecnie 11,15 mld złotych to prawie połowa rocznych wydatków z rządowego programu wsparcia polskich dzieci. Skoro program „Rodzina 500 plus” zmniejszył skalę skrajnego ubóstwa o 48%, jak podaje rząd, to gdyby odzyskać wszystkie zaległe alimenty, nie byłoby w Polsce biednych dzieci – mówi Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA.
Z obowiązku łożenia na swoje dzieci nie wywiązują się przede wszystkim ojcowie. Mężczyźni stanowią 95 proc. wszystkich dłużników alimentacyjnych wpisanych do KRD. Ich łączne zadłużenie wynosi 10,75 mld złotych.
Regiony wstydu
Na każde 1 000 pełnoletnich mężczyzn, 20 to dłużnicy alimentacyjni. Średnio każdy z nich ma do oddania 35 627 złotych. Najczęściej nie płacą panowie w wieku 36-45 lat. W liczbach bezwzględnych najwięcej mężczyzn, którzy nie łożą na swoje dzieci mieszka w województwie śląskim. Alimentów w tym regionie nie zapłaciło 36,3 tys. ojców powyżej 18. roku życia. Za Ślązakami są Mazowszanie – w tym województwie mieszka 35,6 tys. dłużników alimentacyjnych. Podium zamyka Dolny Śląsk, gdzie 30,3 tys. panów uchyla się od spłaty zobowiązań. W każdym z tych województw długi alimentacyjne przekroczyły miliard złotych.
Sytuacja na mapie Polski odwraca się, kiedy przeliczymy dłużników alimentacyjnych na wszystkich pełnoletnich mężczyzn zamieszkujących konkretne województwo. W tym zestawieniu palmę pierwszeństwa przejmuje woj. warmińsko-mazurskie – na 1 000 dorosłych mężczyzn, 29 nie płaci alimentów. Na drugim miejscu są ojcowie z zachodniopomorskiego i lubuskiego – na 1 000 mężczyzn 18+ przypada 27 dłużników alimentacyjnych. Za nimi są panowie z Dolnego Śląska – z obowiązku alimentacyjnego nie wywiązuje się 26 ojców na 1 000 pełnoletnich panów, którzy zamieszkują ten region.
– Wysoki odsetek dłużników alimentacyjnych w województwach północnych i zachodnich, czyli na tzw. Ziemiach Odzyskanych, nie jest niczym zaskakującym. Tereny te zostały zasiedlone w całości lub w części po II wojnie światowej przez ludność pochodzącą z różnych regionów przedwojennej Polski. Mimo upływu lat nie wytworzyły się tu na tyle silne więzi społeczne, jak w województwach, gdzie osadnictwo polskie istniało od stuleci. W obawie przed negatywną oceną sąsiadów, która jest niezwykle istotna, pewnych rzeczy się tu po prostu nie robi. Mniej jest rozwodów, a jeśli już do nich dochodzi, to rzadziej przestaje się łożyć na utrzymanie dzieci. W tych regionach są to zachowania nieakceptowane przez otoczenie. Z kolei na Ziemiach Odzyskanych opinia otoczenia nie ma tak wielkiego znaczenia – zauważa dr hab. Jerzy Żurko z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jedynym województwem, które wyróżnia się na korzyść na terenach przejętych przez Polskę po II wojnie światowej, jest Opolszczyzna. Tu jednak pozostała liczna grupa ludności autochtonicznej, która tworzy zwarte skupiska, gdzie więzi społeczne są nadal bardzo silne. Na rozluźnienie więzi społecznych wpływ miała też powojenna industrializacja Polski i przemieszczanie się znacznej liczby ludności do miast, w których budowano olbrzymie zakłady przemysłowe.
- Ta analiza pokazuje, jak ważna jest presja otoczenia, żeby zmniejszyć długi alimentacyjne. Restrykcje są konieczne, aby dyscyplinować nierzetelnych rodziców, ale musi się zmienić też postawa nas samych wobec takich osób. Gdyby pracodawcy nie szli na rękę nieuczciwym ojcom i nie wypłacali im wynagrodzenia „pod stołem”, to takie zachowanie znacznie ograniczyłoby skalę tego zjawiska – komentuje Adam Łącki.
Bat na nieuczciwych ojców
Od dłuższego czasu dłużnicy alimentacyjni są na celowniku rządu. Surowsze kary za niepłacenie na dzieci, dozór elektroniczny czy ujawnienie w CEIDG informacji o zadłużeniu alimentacyjnym przedsiębiorcy-dłużnika to postulaty resortu Zbigniewa Ziobry w walce z nierzetelnymi rodzicami. W propozycji rządu pojawiała się też możliwość zlecenia firmom windykacyjnym dochodzenia niezapłaconych alimentów. Pomysł ten chwali Jakub Kostecki, prezes Zarządu Kaczmarski Inkasso.
– Zlecanie ściągania długów alimentacyjnych firmom windykacyjnym jest dobrym pomysłem, a skuteczność tego rozwiązania będzie tym większa im szybciej po powstaniu zaległości te sprawy zostaną skierowane do windykacji. Firmy windykacyjne mają doświadczenie w windykowaniu długów konsumenckich i są w tym skuteczne, a z danych Krajowego Rejestru Długów wynika, że 58% tzw. alimenciarzy ma jeszcze niezapłacone zobowiązania wobec innych wierzycieli, np. banków, firm pożyczkowych czy operatorów telefonicznych albo telewizji cyfrowych. Są więc to w znacznym stopniu dłużnicy, którzy już byli windykowani z innych powodów i są nam znani – zauważa Jakub Kostecki.
Z tego samego względu dobrym pomysłem jest sprzedawanie długów alimentacyjnych. Normą w windykacji jest już polityka prougodowa, czyli ustalanie z dłużnikiem dogodnych terminów spłaty zaległości i wysokości rat. Tu również windykatorzy mają olbrzymie doświadczenie w tego typu postępowaniach, a to przełoży się na większą ściągalność alimentów.
Wśród rządowych propozycji pojawił się również pomysł utworzenia centralnego rejestru uporczywych dłużników alimentacyjnych. Jak twierdzi prezes Zarządu KRD, stworzenie kolejnej bazy z długami alimentacyjnymi nie jest dobrym rozwiązaniem. Tym bardziej, że taką funkcję spełniają już biura informacji gospodarczej, które gromadzą dane m.in. o zadłużeniu alimentacyjnym.
– Utworzenie kolejnego rejestru oznacza więc generowanie niemałych kosztów bez gwarancji, że to da jakikolwiek efekt. Do BIG-ów trafiają obligatoryjnie nazwiska tych, za których alimenty wypłaca gmina z Funduszu Alimentacyjnego. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ustawowe prawo do przekazywania danych niesolidnych rodziców mieli też komornicy. Trzeba również pamiętać, że taki wpis, aby był skuteczny, czyli skłonił dłużnika do spłaty zobowiązania, musi być dostępny dla jak najszerszego grona podmiotów pobierających dane o zadłużeniu konsumentów. My już tą sieć dystrybucyjną mamy zbudowaną, a nowy rejestr musiałby ją tworzyć zupełnie od podstaw – wyjaśnia Adam Łącki.
Razem z zadłużeniem przybywa spraw
Według Krajowej Rady Komorniczej w Polsce komornicy prowadzą ok. 650 tys. spraw o zaległe alimenty, a każdego roku przybywa 60 tys. nowych. Jak twierdzi Konrad Siekierka, radca prawny z kancelarii prawnej Via Lex, tych postępowań mogłoby być więcej, gdyby uwzględnić matki, które boją się złożyć sprawę w sądzie o egzekucję alimentów.
– Gdy wierzyciele, w tym przypadku kobiety, decydują się na wytoczenie powództwa o zasądzenie alimentów, niejednokrotnie po złożeniu wniosku o wszczęcie egzekucji u komornika, wycofują go. Pytając o powód, tylko niektóre matki przyznają się, że pod ich adresem kierowano groźby, aby wycofać sprawę od komornika, bo – jak tłumaczą nierzetelni ojcowie, „nie będą płacić komornikowi”. Szkoda, że nie wszyscy jeszcze pamiętają o tym, że pieniądze nie idą na konto komornika, tylko naszych dzieci, które mają prawo wymagać od nas zadbania o ich utrzymanie i rozwój – dodaje Konrad Siekierka.
– Z wyliczeń Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, że dotychczas skorzystało z niego 3,8 mln dzieci. Na ich konto wypłacono jak na razie 19 mld złotych. Jednak jak szacuje resort Elżbiety Rafalskiej, rocznie z budżetu państwa do dzieci objętych 500 plus trafi 23 mld złotych. Zatem długi alimentacyjne, które wynoszą obecnie 11,15 mld złotych to prawie połowa rocznych wydatków z rządowego programu wsparcia polskich dzieci. Skoro program „Rodzina 500 plus” zmniejszył skalę skrajnego ubóstwa o 48%, jak podaje rząd, to gdyby odzyskać wszystkie zaległe alimenty, nie byłoby w Polsce biednych dzieci – mówi Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA.
Z obowiązku łożenia na swoje dzieci nie wywiązują się przede wszystkim ojcowie. Mężczyźni stanowią 95 proc. wszystkich dłużników alimentacyjnych wpisanych do KRD. Ich łączne zadłużenie wynosi 10,75 mld złotych.
Regiony wstydu
Na każde 1 000 pełnoletnich mężczyzn, 20 to dłużnicy alimentacyjni. Średnio każdy z nich ma do oddania 35 627 złotych. Najczęściej nie płacą panowie w wieku 36-45 lat. W liczbach bezwzględnych najwięcej mężczyzn, którzy nie łożą na swoje dzieci mieszka w województwie śląskim. Alimentów w tym regionie nie zapłaciło 36,3 tys. ojców powyżej 18. roku życia. Za Ślązakami są Mazowszanie – w tym województwie mieszka 35,6 tys. dłużników alimentacyjnych. Podium zamyka Dolny Śląsk, gdzie 30,3 tys. panów uchyla się od spłaty zobowiązań. W każdym z tych województw długi alimentacyjne przekroczyły miliard złotych.
Sytuacja na mapie Polski odwraca się, kiedy przeliczymy dłużników alimentacyjnych na wszystkich pełnoletnich mężczyzn zamieszkujących konkretne województwo. W tym zestawieniu palmę pierwszeństwa przejmuje woj. warmińsko-mazurskie – na 1 000 dorosłych mężczyzn, 29 nie płaci alimentów. Na drugim miejscu są ojcowie z zachodniopomorskiego i lubuskiego – na 1 000 mężczyzn 18+ przypada 27 dłużników alimentacyjnych. Za nimi są panowie z Dolnego Śląska – z obowiązku alimentacyjnego nie wywiązuje się 26 ojców na 1 000 pełnoletnich panów, którzy zamieszkują ten region.
– Wysoki odsetek dłużników alimentacyjnych w województwach północnych i zachodnich, czyli na tzw. Ziemiach Odzyskanych, nie jest niczym zaskakującym. Tereny te zostały zasiedlone w całości lub w części po II wojnie światowej przez ludność pochodzącą z różnych regionów przedwojennej Polski. Mimo upływu lat nie wytworzyły się tu na tyle silne więzi społeczne, jak w województwach, gdzie osadnictwo polskie istniało od stuleci. W obawie przed negatywną oceną sąsiadów, która jest niezwykle istotna, pewnych rzeczy się tu po prostu nie robi. Mniej jest rozwodów, a jeśli już do nich dochodzi, to rzadziej przestaje się łożyć na utrzymanie dzieci. W tych regionach są to zachowania nieakceptowane przez otoczenie. Z kolei na Ziemiach Odzyskanych opinia otoczenia nie ma tak wielkiego znaczenia – zauważa dr hab. Jerzy Żurko z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jedynym województwem, które wyróżnia się na korzyść na terenach przejętych przez Polskę po II wojnie światowej, jest Opolszczyzna. Tu jednak pozostała liczna grupa ludności autochtonicznej, która tworzy zwarte skupiska, gdzie więzi społeczne są nadal bardzo silne. Na rozluźnienie więzi społecznych wpływ miała też powojenna industrializacja Polski i przemieszczanie się znacznej liczby ludności do miast, w których budowano olbrzymie zakłady przemysłowe.
- Ta analiza pokazuje, jak ważna jest presja otoczenia, żeby zmniejszyć długi alimentacyjne. Restrykcje są konieczne, aby dyscyplinować nierzetelnych rodziców, ale musi się zmienić też postawa nas samych wobec takich osób. Gdyby pracodawcy nie szli na rękę nieuczciwym ojcom i nie wypłacali im wynagrodzenia „pod stołem”, to takie zachowanie znacznie ograniczyłoby skalę tego zjawiska – komentuje Adam Łącki.
Bat na nieuczciwych ojców
Od dłuższego czasu dłużnicy alimentacyjni są na celowniku rządu. Surowsze kary za niepłacenie na dzieci, dozór elektroniczny czy ujawnienie w CEIDG informacji o zadłużeniu alimentacyjnym przedsiębiorcy-dłużnika to postulaty resortu Zbigniewa Ziobry w walce z nierzetelnymi rodzicami. W propozycji rządu pojawiała się też możliwość zlecenia firmom windykacyjnym dochodzenia niezapłaconych alimentów. Pomysł ten chwali Jakub Kostecki, prezes Zarządu Kaczmarski Inkasso.
– Zlecanie ściągania długów alimentacyjnych firmom windykacyjnym jest dobrym pomysłem, a skuteczność tego rozwiązania będzie tym większa im szybciej po powstaniu zaległości te sprawy zostaną skierowane do windykacji. Firmy windykacyjne mają doświadczenie w windykowaniu długów konsumenckich i są w tym skuteczne, a z danych Krajowego Rejestru Długów wynika, że 58% tzw. alimenciarzy ma jeszcze niezapłacone zobowiązania wobec innych wierzycieli, np. banków, firm pożyczkowych czy operatorów telefonicznych albo telewizji cyfrowych. Są więc to w znacznym stopniu dłużnicy, którzy już byli windykowani z innych powodów i są nam znani – zauważa Jakub Kostecki.
Z tego samego względu dobrym pomysłem jest sprzedawanie długów alimentacyjnych. Normą w windykacji jest już polityka prougodowa, czyli ustalanie z dłużnikiem dogodnych terminów spłaty zaległości i wysokości rat. Tu również windykatorzy mają olbrzymie doświadczenie w tego typu postępowaniach, a to przełoży się na większą ściągalność alimentów.
Wśród rządowych propozycji pojawił się również pomysł utworzenia centralnego rejestru uporczywych dłużników alimentacyjnych. Jak twierdzi prezes Zarządu KRD, stworzenie kolejnej bazy z długami alimentacyjnymi nie jest dobrym rozwiązaniem. Tym bardziej, że taką funkcję spełniają już biura informacji gospodarczej, które gromadzą dane m.in. o zadłużeniu alimentacyjnym.
– Utworzenie kolejnego rejestru oznacza więc generowanie niemałych kosztów bez gwarancji, że to da jakikolwiek efekt. Do BIG-ów trafiają obligatoryjnie nazwiska tych, za których alimenty wypłaca gmina z Funduszu Alimentacyjnego. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ustawowe prawo do przekazywania danych niesolidnych rodziców mieli też komornicy. Trzeba również pamiętać, że taki wpis, aby był skuteczny, czyli skłonił dłużnika do spłaty zobowiązania, musi być dostępny dla jak najszerszego grona podmiotów pobierających dane o zadłużeniu konsumentów. My już tą sieć dystrybucyjną mamy zbudowaną, a nowy rejestr musiałby ją tworzyć zupełnie od podstaw – wyjaśnia Adam Łącki.
Razem z zadłużeniem przybywa spraw
Według Krajowej Rady Komorniczej w Polsce komornicy prowadzą ok. 650 tys. spraw o zaległe alimenty, a każdego roku przybywa 60 tys. nowych. Jak twierdzi Konrad Siekierka, radca prawny z kancelarii prawnej Via Lex, tych postępowań mogłoby być więcej, gdyby uwzględnić matki, które boją się złożyć sprawę w sądzie o egzekucję alimentów.
– Gdy wierzyciele, w tym przypadku kobiety, decydują się na wytoczenie powództwa o zasądzenie alimentów, niejednokrotnie po złożeniu wniosku o wszczęcie egzekucji u komornika, wycofują go. Pytając o powód, tylko niektóre matki przyznają się, że pod ich adresem kierowano groźby, aby wycofać sprawę od komornika, bo – jak tłumaczą nierzetelni ojcowie, „nie będą płacić komornikowi”. Szkoda, że nie wszyscy jeszcze pamiętają o tym, że pieniądze nie idą na konto komornika, tylko naszych dzieci, które mają prawo wymagać od nas zadbania o ich utrzymanie i rozwój – dodaje Konrad Siekierka.